Gdańsk Osowa - Kozietulskiego - Gdańsk Wrzeszcz
Piątek, 30 lipca 2010
· Komentarze(2)
Kategoria wycieczki!
Jutro zrób sobie dzień przerwy - radził mi Łukasz jak już dotarliśmy na Osową. Przerwa przerwą, ale chyba nie mogłem siedzieć w mieszkaniu Ewy i Łukasza robiąc nic?
Szczęśliwie Łukasz miał jeszcze dla mnie trochę czasu, pobujaliśmy się więc rano po Osowej. Nie zaznaczam tego na mapie, bo po prostu nie byłbym w stanie zaznaczyć wszystkich skrótów, skrętów i zakrętów, którymi prowadził mnie Łukasz, podobnież nie znam też lokalizacji naszych celów, czyli marketu, warzywniaka i sklepu z kanadyjskim kocim żarciem.
Następnie poświęciliśmy około półtorej godziny na rowerowy warsztat. Przede wszystkim zamieniłem miejscami przednią i tylną oponę, która podobno kiedyś miała bieżnik.
Około 15 pożegnałem Łukasza w(?) Owczarni i pojechałem odwiedzić ciocię na ulicy Kozietulskiego, gdzie wciąłem pyszne spaghetti serowo-łososiowe oraz brownie, którego nie poznałem (dzięki, ciociu!). Wiązało się to oczywiście z dojazdem z Osowej do Gdańska Głównego.
Początek trasy to Oliwskie Lasy (rym), a konkretnie trasa, na którą nie zdecydowałem się dnia poprzedniego. Zjeżdzając jednak z górki stwierdziłem, że i pod górkę dałbym radę. Chyba jednak na Słowackiego było gorzej.
Dalej to ulica Polanki (jedna z niewielu w tej części Gdańska, którą znam na tyle, aby wiedzieć, dokąd mnie doprowadzi), meczet przy Abrahama (nie mogłem sobie odmówić) i zjazd na Grunwaldzką.
Dla nieznających tematu Grunwaldzka to ulica pod wieloma nazwami, która przebiega przez całe Trójmiasto. Na odcinku gdańskim postanowiono zbudować wzdłuż niej trasę rowerową, przez co mieszkańcy Gdańska przesiadają się powoli na rowery. Genialne rozwiązanie. Pomyśleć że prezydent Poznania Grobelny jest zdania, że w Poznaniu nie ma za bardzo sensu budować ścieżek rowerowych, bo Poznaniacy nie jeżdzą na rowerach. Panie, zbuduj pan ścieżki, to będą jeździć! Albo pojedź pan po prostu kiedyś do Gdańska...
Przy Błędniku nieco pobłądziłem i przy dworcu PKS musiałem skorzystać z przejścia podziemnego. Potem trzeba było nieco pokluczyć w związku z remontem Nowych Ogrodów. Wracałem już inną drogą, ulicą Dąbrowskiego, bez przygód.
Bez przygód dotarłem też na ulicę Waryńskiego we Wrzeszczu, do Kasi, która zgodziła się mnie gościć przez weekend. Szczwany plan był taki, że Kasia nie wiedziała nic o tym, jak do Gdańska dotarłem, choć niewiele brakowało, a wypaplałbym się przez telefon. Efekt powyższego taki, że sobotę też spędziłem na rowerze.
Niby nic, niby dzień odpoczynku, a 20 kilometrów zrobione.
Szczęśliwie Łukasz miał jeszcze dla mnie trochę czasu, pobujaliśmy się więc rano po Osowej. Nie zaznaczam tego na mapie, bo po prostu nie byłbym w stanie zaznaczyć wszystkich skrótów, skrętów i zakrętów, którymi prowadził mnie Łukasz, podobnież nie znam też lokalizacji naszych celów, czyli marketu, warzywniaka i sklepu z kanadyjskim kocim żarciem.
Następnie poświęciliśmy około półtorej godziny na rowerowy warsztat. Przede wszystkim zamieniłem miejscami przednią i tylną oponę, która podobno kiedyś miała bieżnik.
Około 15 pożegnałem Łukasza w(?) Owczarni i pojechałem odwiedzić ciocię na ulicy Kozietulskiego, gdzie wciąłem pyszne spaghetti serowo-łososiowe oraz brownie, którego nie poznałem (dzięki, ciociu!). Wiązało się to oczywiście z dojazdem z Osowej do Gdańska Głównego.
Początek trasy to Oliwskie Lasy (rym), a konkretnie trasa, na którą nie zdecydowałem się dnia poprzedniego. Zjeżdzając jednak z górki stwierdziłem, że i pod górkę dałbym radę. Chyba jednak na Słowackiego było gorzej.
Dalej to ulica Polanki (jedna z niewielu w tej części Gdańska, którą znam na tyle, aby wiedzieć, dokąd mnie doprowadzi), meczet przy Abrahama (nie mogłem sobie odmówić) i zjazd na Grunwaldzką.
Dla nieznających tematu Grunwaldzka to ulica pod wieloma nazwami, która przebiega przez całe Trójmiasto. Na odcinku gdańskim postanowiono zbudować wzdłuż niej trasę rowerową, przez co mieszkańcy Gdańska przesiadają się powoli na rowery. Genialne rozwiązanie. Pomyśleć że prezydent Poznania Grobelny jest zdania, że w Poznaniu nie ma za bardzo sensu budować ścieżek rowerowych, bo Poznaniacy nie jeżdzą na rowerach. Panie, zbuduj pan ścieżki, to będą jeździć! Albo pojedź pan po prostu kiedyś do Gdańska...
Przy Błędniku nieco pobłądziłem i przy dworcu PKS musiałem skorzystać z przejścia podziemnego. Potem trzeba było nieco pokluczyć w związku z remontem Nowych Ogrodów. Wracałem już inną drogą, ulicą Dąbrowskiego, bez przygód.
Bez przygód dotarłem też na ulicę Waryńskiego we Wrzeszczu, do Kasi, która zgodziła się mnie gościć przez weekend. Szczwany plan był taki, że Kasia nie wiedziała nic o tym, jak do Gdańska dotarłem, choć niewiele brakowało, a wypaplałbym się przez telefon. Efekt powyższego taki, że sobotę też spędziłem na rowerze.
Niby nic, niby dzień odpoczynku, a 20 kilometrów zrobione.