Gdańsk Wrzeszcz - Klif Orłowski & back
Sobota, 31 lipca 2010
· Komentarze(0)
Kategoria wycieczki!
Mimo tego, że piątek skończył się o piątej rano, sobota również okazała się rowerowa.
Tym razem miałem okazję przejechać się ścieżką rowerową wzdłuż plaży. Łukasz ostrzegał mnie przed tą trasą, opisał ją zresztą na swoim blogu jako pozwalającą na osiąganie zawrotnych prędkości do 15 kilometrów na godzinę. Mimo wszystko i tak chciałem spróbować tamtędy przejechać, trasa ta bowiem nęciła mnie i kręciła za każdym razem gdy lądowałem w Brzeźnie.
Klif Orłowski to jedna z moich trójmiejskich białych plam - miejsc, gdzie nie byłem, a które odwiedzić warto. Udało się nam więc połączyć nadmorską ścieżkę z wypełnieniem tejże białej plamy. Win-Win w najczystszej postaci, a nawet Win-Win-Win, ponieważ dowiedziałem się co to jest skimboarding i zobaczyłem mistrzostwa tegoż na plaży w Jelitkowie. Dzień pełen edukacji.
Ścieżka nie okazała się aż tak zatłoczona, pewną atrakcją natomiast okazała się dla mnie jazda w towarzystwie innych uczestników ruchu rowerowego. W Poznaniu rowerzysta uważa na samochody, na pieszych, biegnących, rolkarzy nad Maltą, ale na innych rowerzystów? Rzadkość, a zarazem pożądane uczucie.
Sopot to oczywiście tłumy i krótka przerwa w jeździe - przy molo jazda verboten. Gdynia natomiast troszkę niedomaga w stosunku do Gdańska i Sopotu, wobec czego kilkaset metrów musieliśmy prowadzić rowery plażą. Tyle że tego dnia akurat mi to nie przeszkadzało, pogodę na plażowe spacery mieliśmy idealną.
Poniższe to w zasadzie jedyny dowód na to, że piszę o swoich wakacjach, choć z drugiej strony mogłem po prostu sfotografować się obok roweru, który pojawiał się na wcześniejszych zdjęciach:
Sam klif to już wspinaczka. Trochę na rowerze, trochę prowadząc rower - ale widok niesamowity, warto było.
A oto jak warto, w stronę molo (mola?) w Orłowie i dalej Sopotu:
Obie fotki made by Kasia.
Z powrotem tak samo, tyle że zahaczając na rybkę w Brzeźnie. Po drodze do Wrzeszcza napotkaliśmy, jak się potem okazało, ekipę szukającą zaginionej Iwony Wieczorek. Tego właśnie dnia znaleziono ręcznik, który przez pewien czas był istotnym tropem w sprawie.
Trasa z dnia poniżej. Mogłem coś przekręcić, w szczególności w drodze powrotnej z Brzeźna do Wrzeszcza, nie bardzo też znalazłem miejsce w Gdyni, w którym ścieżka się skończyła i musieliśmy przejść się plażą. Ale chyba poniższe plus minus oddaje, o co szło.
Tym razem miałem okazję przejechać się ścieżką rowerową wzdłuż plaży. Łukasz ostrzegał mnie przed tą trasą, opisał ją zresztą na swoim blogu jako pozwalającą na osiąganie zawrotnych prędkości do 15 kilometrów na godzinę. Mimo wszystko i tak chciałem spróbować tamtędy przejechać, trasa ta bowiem nęciła mnie i kręciła za każdym razem gdy lądowałem w Brzeźnie.
Klif Orłowski to jedna z moich trójmiejskich białych plam - miejsc, gdzie nie byłem, a które odwiedzić warto. Udało się nam więc połączyć nadmorską ścieżkę z wypełnieniem tejże białej plamy. Win-Win w najczystszej postaci, a nawet Win-Win-Win, ponieważ dowiedziałem się co to jest skimboarding i zobaczyłem mistrzostwa tegoż na plaży w Jelitkowie. Dzień pełen edukacji.
Ścieżka nie okazała się aż tak zatłoczona, pewną atrakcją natomiast okazała się dla mnie jazda w towarzystwie innych uczestników ruchu rowerowego. W Poznaniu rowerzysta uważa na samochody, na pieszych, biegnących, rolkarzy nad Maltą, ale na innych rowerzystów? Rzadkość, a zarazem pożądane uczucie.
Sopot to oczywiście tłumy i krótka przerwa w jeździe - przy molo jazda verboten. Gdynia natomiast troszkę niedomaga w stosunku do Gdańska i Sopotu, wobec czego kilkaset metrów musieliśmy prowadzić rowery plażą. Tyle że tego dnia akurat mi to nie przeszkadzało, pogodę na plażowe spacery mieliśmy idealną.
Poniższe to w zasadzie jedyny dowód na to, że piszę o swoich wakacjach, choć z drugiej strony mogłem po prostu sfotografować się obok roweru, który pojawiał się na wcześniejszych zdjęciach:
Sam klif to już wspinaczka. Trochę na rowerze, trochę prowadząc rower - ale widok niesamowity, warto było.
A oto jak warto, w stronę molo (mola?) w Orłowie i dalej Sopotu:
Obie fotki made by Kasia.
Z powrotem tak samo, tyle że zahaczając na rybkę w Brzeźnie. Po drodze do Wrzeszcza napotkaliśmy, jak się potem okazało, ekipę szukającą zaginionej Iwony Wieczorek. Tego właśnie dnia znaleziono ręcznik, który przez pewien czas był istotnym tropem w sprawie.
Trasa z dnia poniżej. Mogłem coś przekręcić, w szczególności w drodze powrotnej z Brzeźna do Wrzeszcza, nie bardzo też znalazłem miejsce w Gdyni, w którym ścieżka się skończyła i musieliśmy przejść się plażą. Ale chyba poniższe plus minus oddaje, o co szło.